Salve nos Drukuj
Marysia pisze...
środa, 27 października 2010 19:59

Słuchaj, kochanie moje... - zwracamy się do bliskiej osoby, zaglądamy w oczy i zaczynamy z przejęciem poważną rozmowę, do której przygotowywaliśmy się przez kilka dni. - Zależy mi na tym, żebyś...

Chcąc wywołać określoną zmianę lub wpłynąć na czyjąś decyzję, zaczynamy mówić „po naszemu”. Wybieramy starannie miejsce rozmowy. Przywołujemy używane tylko w domowym gronie sformułowania. Zmieniamy ton głosu, dobieramy odpowiednie słowa. Czasem pieszczotliwe i słodkie. - Zgódź się, moja żabko, moja rybko, moje słoneczko...

Obdarowujemy kogoś dobrym słowem, ponieważ go kochamy; zarazem czegoś konkretnego chcemy, więc umiejętnymi staraniami poruszamy jego serce. Przekonujemy go, angażując swoje i jego uczucia.

Jeśli się uda – wówczas zapada decyzja i..... coś się zmienia w naszym świecie.

***

Z Panem Bogiem bliskość chętnie deklarujemy. Zmęczeni po całym dniu pracy, obciążeni długą listą problemów, kierujemy kroki do świątyni. Znamy tu każdy szczegół i dlatego na żadnym się nie koncentrujemy. Nie zaglądamy Bogu w oczy. Raczej zapatrzeni w nieokreślony punkt zaczynamy... poważną rozmowę - do której nie jesteśmy przygotowani, bo nie mieliśmy czasu.

Kyrie eleison. Christe eleison. Kyrie eleison.

Ale co to właściwie znaczy i jak należy to przeżywać.....?

Jezu, usłysz nas. Jezu, wysłuchaj nas.

Powtarzamy spokojnie i bezbarwnie. Wszak przyzwyczajeni jesteśmy. Obca jest nam - ludziom zaangażowanym, dojrzałym i ukierunkowanym - bartymeuszowa determinacja i świadomość otrzymania niepowtarzalnej życiowej szansy na łaskę. Drugiej takiej szansy nie będzie... właściwie.... chyba, że jutro....?

Ojcze z nieba, Boże. Synu Odkupicielu świata, Boże. Duchu Święty, Boże. Zmiłuj się nad nami. Mogę wymówić te zwroty tysiąc razy i ani razu nie mieć świadomości, że naprawdę potrzebuję zmiłowania: otulającego nachylenia przepełnionego takim współczuciem, że z oczu wybucha strumień łez i nawet o rozmazanym tuszu już się nie myśli.

A potem kilkanaście epitetów, które mogą brzmieć jak infantylny drukowany wpis złotą czcionką do wygrywającej melodyjkę kartki z życzeniami. Albo... jak dawno oswojone a wciąż żywe, intymne sformułowania używane w arcyważnych chwilach; kierowane cicho, czule i w skupieniu do słuchającej najbliższej osoby: żywego Boga.

Wezwania, które poruszą Jego Serce.

Jezu, Synu Boga żywego – zmiłuj się nad nami. Jezu, odblasku Ojca – zmiłuj się nad nami. Jezu, jasności światła wiecznego – zmiłuj się nad nami. Jezu, królu chwały – zmiłuj się nad nami. Słowa odciśnięte trwałą czcionką na ostatniej stronie mojego brewiarza.... ale czy na pierwszej stronie mojego serca?

Od braku czułości wybaw nas.
Od braku wzruszenia wybaw nas.
Od braku determinacji wybaw nas, Panie.

***

Nieważne, czy i w jakim jesteś kościelnym ruchu. Nieważne, jakie pełnisz funkcje we wspólnocie, ile lat religijnego stażu masz za sobą. Nieważne ilu znasz księży, liderów i animatorów, ile domów rekolekcyjnych odwiedziłeś (odwiedziłaś) i w ilu ważnych spotkaniach wziąłeś (wzięłaś) udział. To naprawdę nie ma znaczenia.

Liczy się tylko jedno: czy na głos twojego prostego błagania wzrusza się Jego Serce. Jeśli tego doświadczysz – coś się zmieni... nieodwracalnie między wami.

Nic więcej w twoim świecie nie musi się zmieniać.

Zmieniony: sobota, 01 października 2011 10:48