Marysia pisze...

Różne refleksje... od czasu do czasu.



Zejście PDF Drukuj Email
Marysia pisze...
wtorek, 20 grudnia 2011 23:46

Czasem wydaje nam się, gdy prosimy „przyjdź i przemień nas”, że ten moment modlitwy o Ducha Świętego jest zakończeniem jakiegoś okresu, problemu, może jakiejś sprawy...

Tymczasem gdy Duch Święty wylewa swoją miłość, dopiero zaczyna w nas etap przemiany. Po Jego przyjściu nadchodzi czas na konkretną pracę nad sobą. Wtedy wchodzimy stopniowo w trudny czas przepełniony poznawaniem prawdy, zadawaniem pytań, kwestionowaniem własnych opinii i sądów, oglądaniem – z Bożą pomocą – filmu z własnej przeszłości. Dotykamy tego, co trudne i zamiast płonąć entuzjazmem po modlitwie o wylanie, schodzimy w dół - dźwigając coraz większy ciężar prawdy o nas, którą On stopniowo pozwala ujrzeć.

Tak. Lecz właśnie w tym miejscu objawia się w nas głębsze podobieństwo do Jezusa dźwigającego krzyż, zmierzającego ku chwili odkupieńczej. Duch Święty spoczywa na nas ze słodyczą i współczuciem. Jest nieustannie, delikatnie obecny. Tu objawia swoje imię – to, kim jest: Pocieszyciel.

Tu rodzi się słodka i głęboka więź z Nim. Jedyna w swoim rodzaju, odmieniająca serce na wzór i podobieństwo Syna Bożego.

*   *   *

Prawdę o sobie odważnie poznawaj sam i odważnie ją przyjmuj od Niego - całą. Nawet taką najtrudniejszą, która doprowadza Cię do łez. Jeśli ją przyjmiesz, stanie się najbardziej osobistą drogą do głębszej zażyłości z Duchem Świętym i odkupieńczego zjednoczenia.

Bo gdy fruwasz ze szczęścia... na co Ci Pocieszyciel?

Zmieniony: środa, 21 grudnia 2011 00:21
 
Zdumienie PDF Drukuj Email
Marysia pisze...
czwartek, 10 stycznia 2019 22:21

Rodzice Jego chodzili co roku do Jerozolimy na Święto Paschy. Gdy miał lat dwanaście, udali się tam zwyczajem świątecznym. Kiedy wracali po skończonych uroczystościach, został Jezus w Jerozolimie, a tego nie zauważyli Jego Rodzice. Przypuszczając, że jest w towarzystwie pątników, uszli dzień drogi i szukali Go wśród krewnych i znajomych. Gdy Go nie znaleźli, wrócili do Jerozolimy szukając Go. Dopiero po trzech dniach odnaleźli Go w świątyni, gdzie siedział między nauczycielami, przysłuchiwał się im i zadawał pytania. Wszyscy zaś, którzy Go słuchali, byli zdumieni bystrością Jego umysłu i odpowiedziami. Na ten widok zdziwili się bardzo, a Jego Matka rzekła do Niego: "Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie". Lecz On im odpowiedział: "Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?" Oni jednak nie zrozumieli tego, co im powiedział. Potem poszedł z nimi i wrócił do Nazaretu; i był im poddany. A Matka Jego chowała wiernie wszystkie te wspomnienia w swym sercu. Jezus zaś czynił postępy w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi (Łk 2,41-52).

Jezus przysłuchiwał się im i zadawał pytania. Czemu więc słuchacze byli zdumieni Jego... odpowiedziami?
Skoro Biblia mówi, że zadawał pytania, to powinni być zdumieni pytaniami. Ale oni byli zdumieni odpowiedziami.

Możliwe, że poprzez zadawanie właściwych, celnych pytań On prowokował ich do odkrywania odpowiedzi wewnątrz ich samych. To dobry nauczyciel - taki, który nie podaje swemu uczniowi wszystkiego na tacy, ale prowokuje do myślenia i szukania rozwiązań, do zgłębiania zagadnień danego przedmiotu, do odkrywania własnych ścieżek.

Taka współpraca z łaską może być naszym udziałem. Rozkoszny smak indywidualnego rozwoju przy jednoczesnej całkowitej zależności, zasłuchaniu, zapatrzeniu w Większego od nas.

 
Zaufanie PDF Drukuj Email
Marysia pisze...
czwartek, 20 stycznia 2011 14:09

do-tekstu-o-zaufaniu.jpgW życiu zdarzają się takie momenty, gdy lista problemów wydłuża się niespodziewanie szybko. Niektóre są wielkie i poważne, a niektóre małe i niewiele znaczące - lecz wszystkie razem jak ciemna chmura szarańczy, przysłaniająca światło dnia. Tu zawiodłeś/zawiodłaś się bardzo na kimś; tam choroba ukochanej cioci; tu kolega zawalił w pracy, a szef za to zrugał ciebie; tam kryzys w małżeństwie przyjaciółki; tu wpadłeś/wpadłaś w furię i jest ci głupio; tam konflikt ze współlokatorką albo sąsiadką; tu słuchawki się popsuły i muzyki nie masz przy sobie; tam wieść o wypadku przyjaciela; tu motorniczy zatrzasnął ci drzwi przed nosem i pojechał; tam znajome małżeństwo straciło maleńkiego synka; tu...

 ***

W kaplicy adoracji Najświętszego Sakramentu u wrocławskich dominikanów wielki obraz Jezusa Miłosiernego z podpisem : Jezu, ufam Tobie. Patrzysz Mu długą chwilę w oczy. Jedyne co przychodzi do głowy, to szczere do bólu stwierdzenie : mam serdecznie dość i nie powiem Ci nic poza tym. Chcę tu być, ale....
Wybacz. Chyba za dużo na mojej głowie.

To będzie jak modlitwa jezusowa w wersji współczesnej środkowoeuropejskiej. Jezu, mam tego dość. Jezu, mam tego dość. Jezu, mam tego dość. Jezu, mam tego dość i nie będę udawać, że wszystko jest w porządku. Nie lubisz udawania, mój Panie.

***

Siedzisz. Czas płynie. Może nawet zaczynasz opowiadać Bogu jak przyjacielowi o wszystkim.... ale z wydźwiękiem jednoznacznym: czuję, że już tego nie ogarniam! Monolog rozwija się. Nagle przerywają go dwa krótkie słowa, które  z  oczu sączyły się powoli w serce od chwili, gdy wszedłeś (weszłaś).
Przyjrzyj się uważnie.
Podpis pod wielkim obrazem jest jak słodki dialog.

Ufam tobie.

Jednak nie dowierzasz jeszcze własnym uszom - własnemu sercu... Kontynuujesz, walczysz z rozproszeniami, zbierasz myśli, aż znowu słyszysz tylko jedno :

Ufam tobie.

Milkniesz. To nie jest odczucie. Nawet nie unosisz się radością. Po prostu nagle WSZYSTKO nabiera innego sensu. Nabierasz powietrza tak, jakby to był pierwszy oddech noworodka po wyjściu na światło.
Świadomość, że Bóg ci ufa... jest jak czysty strumień orzeźwiającego wiatru spuszczony na najcięższe oparzenia rzeczywistością. Obawa, że nie uporasz się z problemami, pierzcha jak zając przed lwem. Serce rozszerza się i obejmuje wszystko. Poradzisz sobie, ponieważ ON jest przy tobie i wierzy w ciebie bardziej, niż ty - w Niego.

***

Ten podpis jest dyskretnym prawdziwym dialogiem.... - Bóg naprawdę wciąż jest zdecydowany, żeby nam ufać, żeby nam wierzyć. On z tego obrazu patrzy na nas wzrokiem pełnym zaufania, które jest odpowiedzią na każde nasze wołanie o pomoc.

To doświadczenie może podnieść nas z każdej lawiny.

Pytanie tylko - czy naprawdę szukamy wzrokiem Jego oczu? Czy raczej zamiast tego, wpatrujemy się w sypiące się na nas kamienie, pozwalając na wygraną zwątpienia i egoizmu?

***

- Jezu.......

- Ufam tobie.

 

Meroutka

Zmieniony: wtorek, 25 stycznia 2011 19:25
 
Zamknij oczy PDF Drukuj Email
Marysia pisze...
poniedziałek, 23 maja 2011 20:37

Stacja Wrocław Główny. Stacja Wrocław Główny.

Hop ! - na peron, skrzydła już mam, wyrosły gdy wjechaliśmy na dworzec. Jakbym była tu wczoraj: Wrocław, Wrocław, Wrocław... Wyfruwam tunelem na ulicę i skręcam na przystanek, zielone światło na przejściu dla pieszych jak zielony promień ostatniej chwili zmęczenia które właśnie znika, bo oddycham już wrocławskim powietrzem, bo jestem już tutaj.

Przystanek tramwajowy. Bilet? Zawsze mam jeden w portfelu, nie wiadomo skąd. Dwójka podjeżdża jak taksówka na zamówienie. Wsiadam, miejsce z przodu przy oknie czeka. Uśmiecham się i siadam, tramwaj wjeżdża w ulicę Kołłątaja, jak zawsze podpatruję cudowności stojących tu kamienic i serce drży na myśl, że za chwilę będę na placu dominikańskim.

Zamknij oczy.

Wszystko znane jak we własnym domu - z prawej amfiteatr, z lewej brudna włoska flaga, a potem odrestaurowane liceum i już zaraz galeria dominikańska, tienanmeński rower i zegar jak Światowid patrzący w cztery strony, skręcimy w stronę Maurycego co widział oblężenie twierdzy Breslau - i ominiemy go, by zjechać w lewo ku katedrze; kolorowe grafitti na placu Powstańców Warszawy; zatem Most Grunwaldzki z obu stron zaraz zobaczę, mój Boże, Boże...

Zamknij oczy.

Katedra teraz już blisko, trzask drzwi i dzwonek ruszającego pojazdu, coś zaczyna mnie szczypać w serce.... zamknij oczy, tramwaj skręca w Curie-Skłodowskiej i nabiera rozpędu, zamykam oczy. Przystanek obok księgarni, jedziemy dalej, po lewej już pewnie stacja benzynowa, po prawej akademiki, co w socjalizmie szczytowym osiągnięciem nowoczesnej architektury były, ale przecież mam zamknięte oczy, nie mogę spojrzeć w prawo na Most, tramwaj wykonuje zwrot i staje, jesteśmy na Placu Grunwaldzkim, nie otwieram oczu, trzask drzwi, ruszamy. Skręt w prawo. Wiem, po prawej cudne zdobienia odrestaurowanych częściowo kamienic, księgarnie studenckie i rejon Politechniki, wiem, po lewej jasna fasada mojej ulubionej kamienicy, wiem, za chwilę Most Zwierzyniecki, czy jest coś piękniejszego we Wszechświecie niż ten most w nocy ? wiem, za mostem zoo, iglica, pergola i już zielono mi, choć oczy wciąż zamknięte. Biskupin...

Przystanek, dwa, trzy, otwieram oczy na sekundę - tu wysiadłabym do Ani na obiad, ale nie tym razem, trzeba jechać dalej; klinika okulistyczna, jeszcze chwila, otwieram oczy, wysiadka. Tramwaj odjeżdża, przechodzę przez tory, jest pogodnie, jasno i ciepło; alejka zielona jak marzenie, rząd domów po lewej, uliczki maleńkie po prawej, rondo, mały kiosk z kwiatami i.... jestem u siebie, chociaż jechałam z zamkniętymi oczami.

Uświadamiam sobie nagle, że nie bolało.

Miałam zamknięte oczy i uchroniło mnie to przed nadchodzącą niepostrzeżenie przykrością pochłaniającego spoglądania na wytęskniony Wrocław; dzięki temu mogłam lepiej przeżyć ważne wieczorne spotkanie i nazajutrz wyjechać ze spokojem serca.

*  *  *

Zachłystujemy się czasem charyzmatycznym życiem, ale żeby trafić do Domu Bożego, trzeba w pewnej chwili zamknąć oczy i przez zachwycający żywioł dać się Mu powieźć dalej - w ciemności.

Tylko tam jest prawdziwe bezpieczeństwo.

meroutka

Wyjątkowo tekst dostępny tylko dla zalogowanych, tzn. tylko dla PP.

Zmieniony: środa, 25 maja 2011 17:53
 
Z księgi Izajasza PDF Drukuj Email
Marysia pisze...
środa, 24 marca 2021 14:01

Iz 50, 4-9a

Pan Bóg mnie obdarzył językiem wymownym, bym umiał przyjść z pomocą strudzonemu, przez słowo krzepiące. Każdego rana pobudza me ucho, bym słuchał jak uczniowie. Pan Bóg otworzył Mi ucho, a Ja się nie oparłem ani się cofnąłem. Podałem grzbiet mój bijącym i policzki moje rwącym Mi brodę. Nie zasłoniłem mojej twarzy przed zniewagami i opluciem. Pan Bóg Mnie wspomaga, dlatego jestem nieczuły na obelgi, dlatego uczyniłem twarz moją jak głaz i wiem, że wstydu nie doznam. Blisko jest Ten, który Mnie uniewinni. Kto się odważy toczyć spór ze Mną? Wystąpmy razem! Kto jest moim oskarżycielem? Niech się zbliży do Mnie! Oto Pan Bóg Mnie wspomaga. Któż Mnie potępi?

Cierpienie to głęboka tajemnica, która nas przerasta. Usiłujemy ją opanowywać, nadając nazwy i definicje. Pan Bóg chce, Pan Bóg dopuszcza, Pan Bóg nie chce... Wpadamy w koleiny myślowe, zamiast zamilknąć z szacunkiem. Dzisiejsze wyznanie Izajasza przypomina mi księgę Hioba. Dopóki przyjaciele Hioba siedzieli przy nim w milczeniu, było dobrze. Gdy zaczęli go pouczać, obnażyli swoje niedostatki wiary i wiedzy. Czy potrafię zamilknąć, gdy ktoś cierpi? Być przy nim tak po prostu, jak przyjaciel? Bez pouczania, nadawania sensów, dodawania interpretacji, szukania przyczyn, lawiny dobrych rad.

Lekarstwem na cierpienie jest obecność. Jeśli ktoś choruje, cierpi - czy tylko wspominam go w myślach i modlitwie? Czy może jednak potrafię wziąć do ręki telefon i zadzwonić, albo chociaż napisać sms ze słowem krzepiącym? Cóż to da cierpiącemu, że tylko o nim myślę?

W tajemnicy cierpienia, która nas przerasta, pojawia się Jezus - w swojej męce i śmierci. To On wchodzi najgłębiej w to doświadczenie i przyjmuje na Siebie wszystko, co jest zdolny przeżyć człowiek. Ból samotności, odrzucenia, obojętności. Samotność dogłębna, aż do rdzenia istnienia. Te dni właśnie teraz, przed nami. Bądźmy z Cierpiącym Jezusem poprzez obecność w głębokim milczeniu, pełnym miłości.

M.

Zmieniony: środa, 24 marca 2021 14:06
 
Więcej artykułów…
<< Początek < Poprzednia 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 Następna > Ostatnie >>

JPAGE_CURRENT_OF_TOTAL
RocketTheme Joomla Templates