Od 7 sierpnia jestem w Kamerunie. Po 12 godzinach lotu przez Brukselę, Duale, samolot wylądował w Yaounde stolicy kraju. Tutaj zupełnie inny świat. Wizę mam na 3 miesiące, ale jeśli da się przedłużyć to chce pozostać do lutego przyszłego roku. Tutaj trzeba przedefiniowac sobie pojęcie biedy. To co u nas jest nazywane biedą tutaj jest największym luksusem. Pomimo tej biedy urzekli mnie ludzie których spotykam. Mój podziw wzbudza oczywiście przyroda, ale najbardziej ofiarna i odważna postawa naszych polskich misjonarek Pallotynek u których mieszkam.
Ciąg dalszy poniżej - od najnowszych do najstarszych wiadomości...
Była krótka przerwa z mojej strony. Wyjechałem z miasta Doume na wieś Nkol-Avolo odległą o ok. 230 km i tam z internetem było gorzej. Jeszcze raz dziękuję za życzenia imieninowe tym, którym jeszcze nie podziękowałem.
Tutaj do Nkol-Avolo przyjechałem głównie po to, aby naprawić dwie rzeczy. Po pierwsze agregat prądotwórczy, który służy do zasilania pompy wody dla misji i najbliższej okolicy (szkoła, przedszkole, parafia, ośrodek zdrowia) wyłączał się po 30 minutach pracy. To za krótki czas, aby napełnić cały zbiornik wody, no i zaniepokoiło to siostry - dlaczego tak się dzieje. Tę usterkę udało się usunąć.
Po drugie w kuchni zacięły się siostrom trzy szuflady z narzędziami do gotowania. Zawsze ciężko się wysuwały, a teraz w porze mokrej całkowicie się zablokowały. Jedna z sióstr, Anita, ta, z którą leciałem razem do Kamerunu, to taka "kruszynka", że nie miała żadnych szans, aby otworzyć te szuflady. Czasami razem z drugą siostrą razem się zapierały i bywało, że razem z szufladą lądowały na podłodze na środku kuchni. To także udało się naprawić, chociaż wymagało sporo wysiłku, bo szuflady pamiętały pierwszą wojnę światową i czego się nie dotknąłem, to się rozlatywalo. Niektóre elementy szafki musiałem wykonać od nowa.
Ponadplanowo w trzech pokojach wykonałem dla sióstr drewniane skrytki na drogie rzeczy (np. pieniądze) w takich miejscach, do których złodzieje nie zaglądają. Zdarzają się czasami kradzieże pieniędzy na misjach. Tutaj w Nkol-Avolo także miało to miejsce kilka lat temu.
Do s. Edyty każdego popołudnia zgłaszały się całe tabuny ludzi, jej starzy i młodzi znajomi. Poniżej rodzina nauczycielska składająca w się z rodziców i 13 dzieci, z tego tylko 5 swoich. Reszta to 7 dzieci przejętych po śmierci dwóch sióstr nauczyciela i jedno dziecko obce. Tutaj dzieci po śmierci rodziców nie pozostają bez opieki. Przejmuje je najbliższa rodzina.
Ta pani urodziła 17 dzieci. Żyje tylko czworo. Na zdjęciu jest ze swoją wnuczką, którą adoptuje pewna Pani z Warszawy. Na zdjęciu dziewczynka jest przebrana w sukienkę, jaką jej przywieźliśmy od tej Pani. Dostała także telefon z wgranymi zdjęciami rodziny adoptującej.
A to jest Józef - adoptowany syn mojej najmłodszej siostry.
Na zdjęciach poniżej na wózku inwalidzkim 9 letnia dziewczynka, chora od urodzenia. Siostry zajęły się jej leczeniem, kupiły wózek. Efekty leczenia są imponujące. Jeszcze przez miesiąc powinna była mieć rehabilitacje. Ale wysłali ją do domu z powodu walk w części zachodniej kraju.
W Nkol-Avolo są przepiękne zachody słońca. Każdego dnia robię po kilkanaście zdjęć.
Od grudnia 2017 roku na misji jest światło. Jest to dzieło s. Edyty, a właściwie ludzi, którzy wyłożyli kasę. Tak się "przypadkowo" złożyło, że w szpitalu rehabilitacyjnym w Polsce, w którym s. Edyta była po operacji wszczepienia protezy kolana, był taki zestaw ludzi, który się skrzyknął i złożył na to dzieło. A koszt był niemały bo wyniósł 70 tys zł. Ludzie jak się dowiedzieli, że wśród nich jest misjonarka z Afryki, która żyje w dżungli w małej wiosce bez światła, stanęli na głowie i poruszyli swoich znajomych i zebrali potrzebną sumę pieniędzy.
Jednego dnia odwiedziliśmy maluchy z przedszkola. Mieliśmy dla nich trochę zabawek. Chłopaki jak zobaczyli samochody to rzucili się do przodu, ale nauczyciele ich powstrzymali. Dostaną do zabawy tylko niektórzy.
Jeszcze jeden przykład jak można sprawić radość dzieciom i rodzicom.
Wczoraj przyjechaliśmy do stolicy kraju Yaoundé zrobić zakupy nowych świetlówek energooszczędnych i innych artykułów technicznych potrzebnych zarówno do szkoły w Nkoum, jak naszej misji w Doume. Tutaj jest tak, że niektóre rzadkie artykuły są dostępne tylko w stolicy. W stolicy są nawet wieżowce. Tam jest centrum Misyjne Mvolje.
Wieczorem w porze deszczowej zazwyczaj jest burza. Udało mi się zrobić kilka zdjęć.
Licząc na to, że pieniądze się uzbierają, zakupiliśmy nowy rzutnik komputerowy wraz z głośnikiem do szkoły w Nkoum. Jest tak dobry obraz, że w dzień będzie można wyświetlać filmy. To ważne, bo nie trzeba będzie dodatkowo zasłaniać drewnianych prześwitujacych ścian w "sali audiowizualnej". To jest wasz wkład w misję i bardzo się z tego cieszymy i dziękujemy.
Siostry i postulantki zrobiły mi dzisiaj przed śniadaniem miłą niespodziankę.
Wszystkim baaaardzo gorąąąąąco dziękuję za życzenia. Tak naprawdę jakbym był w Polsce to imieniny obchodziłbym jutro. A ponieważ dzisiaj rano opuszczałem też moje miejsce pobytu w Doume i przeniosłem się na tydzień do wioski Nkol-Avolo, to siostry urządziły mi imieniny dzisiaj. Tutaj jeszcze nie wiem co dokładnie, ale czekają na mnie jakieś nowe wyzwania. W Afryce imieniny bez tańca nie byłyby ważne.
Przedszkolaki powracające do domu. Taki obrazek tutaj to norma.
Święto Podwyższenia Krzyża. Różaniec o 15.30, a potem Msza Święta pod ogromnym krzyżem wybudowanym jako dar wdzięczności dla darczyńców. Tutaj jest luźne podejście do czasu, więc nabożeństwo zaczęło się o 16tej.
Wkrótce zaczął padać deszcz i przenieśliśmy się do kaplicy obok.
Dzisiaj wybieram się na mszę o godz 9.00 do kościoła, który widzicie na zdjęciu. Po prawej stronie kościół, po lewej plebania. Tu Pan Jezus mieszka nadal w warunkach podobnych w jakich się urodził. Jestem ciekawy wnętrza.
Witaj Europo, witaj wyższa cywilizacjo, czy wy zdajecie sobie sprawę, w jakim wy żyjecie dobrobycie? -:) Tutaj nie jest tak fajnie jak w Polsce. Postanowiłem to zmienić. 7 października są tutaj wybory i zamierzam wystartować w nich na "Naczelnego Wodza Kamerunu". Na razie kupuję głosy cukierkami. Jak wygram to tu zostaję. Co wy na to? - :)
W Kamerunie zaczęła się pora deszczowa. Nie ma tu czterech pór roku, jest tylko pora sucha i mokra. Słońce wschodzi o 6 rano i zachodzi o 6 wieczorem. Ze względu na odległość od równika czas wschodu i zachodu zmienia sie o kilka minut w ciagu calego roku. W Polsce czas obecnie wyprzedza tutejszy czas o 1 godzinę. Jak przejdziecie na czas zimowy to będzie wtedy tak samo. Caly Kamerun jest koloru kakao. Także jak pada deszcz to płynie kolorowa woda.
Zajrzałem przed chwilą do kaplicy. Jest tam jeszcze siostra przełożona, która modli się na różańcu. Powiedziała mi, że modli się za wszystkich darczyńców.